piątek, 16 lutego 2018

Hobbit Gra Karciana

Ostatnio robiłem porządki w szufladzie z grami i trafiłem na Hobbita Grę Karcianą wydaną przez Egmont, którą zaprojektował Martin Wallace. Faktycznie kupiłem coś takiego dawno dawno temu i wrzuciłem do szuflady. Pomyślałem sobie wtedy, dzieci podrosną to pogramy.

Dzieci podrosły i zagraliśmy.

W małym zgrabnym pudełku znaleźliśmy 65 kart (w tym 5 kart bohaterów) i instrukcję. Wszystko to ozdobione ilustracjami, których autorem jest Ted Nasmith (kanadyjski artysta, malarz, grafik i muzyk, najlepiej znany z ilustracji dzieł angielskiego pisarza i filologa J.R.R. Tolkiena, głównie Silmarillionu, Władcy Pierścieni oraz Hobbita). Zapowiadało się nieźle.


Na początek przyszło nam się zapoznać z zasadami gry, które w całości prezentują się ciekawie. Sama mechanika łudząco przypomina granie w popularnego klasycznego karcianego tysiąca. Niestety po pierwszych kilku rozgrywkach wyszło na jaw, że gra jest kompletnie niezbalansowana (może nawet nie przetestowana).

W wariancie dla trzech osób siły zła mają tak dużą przewagę, że zdecydowana większość rozgrywek kończy się już na pierwszej rundzie odesłaniem Thorina i Bilba na stos kart odrzuconych.

Moim zdaniem dużym problemem tej gry są źle skomponowane cechy postaci, gdzie np.:
  • Thorin posiada cechę, która stanowi o losowym rozdzielaniu zdobyczy, prze co sam może się wyeliminować z gry.
  • Smaug ma możliwość odrzucenia  niekorzystnych dla niego kart w przypadku zgarnięcia puli kart ze stołu. Krótko mówiąc Smaug robi to, na co ma ochotę. 


    Mam wrażenie, że podczas testów grano tylko w wariant na cztery osoby, bo tylko wtedy można sensownie pograć.

    Karcianka nie jest dobrą reklamą dla warsztatu Pana Martina Wallaca. Na pewno będę unikał produktów jego autorstwa. Wam też to polecam - nawet tym początkującym - omijajcie ten tytuł szerokim łukiem.

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz